Quantcast
Channel: Siedem Światów
Viewing all 77 articles
Browse latest View live

Empik stracił swój klimat

$
0
0
Empik - kultowe miejsce, dla niektórych ludzi instytucja. Pamiętam czasy, gdy Empik pojawiał się w naszych miastach. Szło się do niego niczym do świątyni czytania. Książki, masa książek. I to nie za ladą i nie w zakurzonych antykwariatach, gdzie czasem zdawało się, że brakuje powietrza. Empiki tchnęły nowością, czystością. Pachniały książką, bestsellerem.

Co regał stał zaczytany w lekturze młody człowiek. Kiedy to okrzepło, widywałem całą masę ludzi siedzących, stojących, kucających pomiędzy regałami. Chłonących słowo pisane. Po każdej premierze popularnego tytułu Empiki przeżywały istne oblężenie. By dajmy na to kupić Harrego Pottera trzeba było stać w niebotycznej kolejce. Ruch, gwar, a równocześnie cisza, skupienie i szacunek dla słowa pisanego. Taki był Empik.

Później pojawiły się gry, całe stosy, regały gier, dla ludzi w każdym wieku. Pamiętam, z jakim zachwytem kupiłem swoje pierwsze szachy, komputerową grę w której mogłem zmierzyć się z najlepszymi. Pierwsza wersja mahjonga na PC-ty, pierwsze "strzelanki" na których spędzaliśmy noce z przyjaciółmi. Do Empiku chodziło się minimum raz w tygodniu. Wychodziło z nową grą, kultowym komiksem, ciekawym czasopismem czy książką. Zewsząd na każde pytanie "gdzie tą książkę, grę, gazetę dostałeś?" odpowiedź była jedna.

fot. Piotr Fijałkowski- poznan.gazeta.pl









Redaktorzy pisali artykuły w gazetach, socjologowie pisali swoje prace naukowe. Kultura ludzi pokolenia Empik. To już nie był sklep, to była instytucja, miejsce zakupów i miejsce spotkań ze znajomymi.
Z czasem Empik zaczął się zmieniać, niektórzy powiedzieli by - ewoluował. Znikały gry, książki i czasopisma, zajmowały coraz mniej miejsca. Niby coś było w Empiku, ale już nie na miejscu, niektóre pozycje trzeba było specjalnie zamawiać. Pojawiły się terminale, gdzie można było sprawdzić zasoby Empiku. To już nie było to samo. Produkt zastąpił terminal, świątynia czytania zmieniła się w miejsce szybkich, kompulsywnych zakupów.

Pojawiły się działy z dodatkami, kiepskiej jakości duperelkami. Dział nowości rozrastał się tak krzykliwie, że zaczął przesłaniać wszystko inne. Książki i czasopisma upchnięto gdzieś pod ścianami. Tam gdzie wcześniej można było udać się w ciemno by kupić kilka pozycji ulubionego autora - teraz straszyły pustkami. Oczywiście nie znaczy to, że półki były puste. Książki układać zaczęto tak by sprawiały wrażenie ilości, pomiędzy regałami pojawiła się chińszczyzna. Dział "pierdółki" z małego przedmurza sklepu zaczął go pożerać. Coraz więcej i więcej dodatków, coraz więcej i więcej nowości.

Idąc teraz do dowolnego Empiku pierwsze w oczy rzuca nam się chińska tandeta. Takie pierdoły sprzedawane za jakieś chore pieniądze. Jakiś czas temu miseczkę (cena Empiku 49,90) kupiłem w normalnym sklepie wielobranżowym za 6 złotych.  Producent ten sam, towar ten sam, sklep zarobił 100% zysku, Empik wolał 1500 % więc nie zarobił nic. W sieci Empik na każdym kroku można spotkać równie gustowne towary:



Za 27 złotych można nabyć plastikowy kubeczek w sweterku. By kawa z plastiku nam lepiej smakowała, należy kubeczek wozić z sobą po świecie. Za 64 złote dostaniemy dziadka do orzechów, który uwaga - nie łupie orzechów. Fora internetowe pełne są ludzi przeklinających ten zakup.

Nas też to dopadło. Wypatrzyliśmy miseczkę na orzeszki z wiewiórka. Cena 40 złotych sugerowała, że kogoś pogięło. Uznaliśmy, że kupimy to po świętach z rabatem -50%. Zamówienia dokonaliśmy przez internet. A że nie lubimy pieniędzy marnować, dobraliśmy kolejne gadżety. A to opaskę na oczy by w podróży nam po oczach nie świeciło, a to zatyczki do uszu w gustownej tulejce, jakiś bidon na trening, szklaną figurkę pasującą do wystroju. Zdając sobie sprawę, że to i tak produkty niskiej jakości uznaliśmy, że szału nie ma, ale praktyczne przedmioty zawsze powinny być pod ręką. Dość długo czekaliśmy na przesyłkę co nas zdziwiło, bo słyszeliśmy od znajomych, że błyskawicznie realizują zamówienia.

Co otrzymaliśmy w zamian ?
Tragiczną jakość za wygórowaną cenę + niedbałe opakowanie tych przedmiotów (porozrywane opakowania, wszystko byle jak zapakowane, jakby w pośpiechu.). Przedmioty sprawiały wrażenie używanych. Choćby korki do wina wyglądały tak, jakby ktoś już się nimi bawił. Korek pokruszony, zużyty, miał bawić gości, a wstyd nam było nawet samemu go użyć do wina.


Połowę zamówionego towaru natychmiast postanowiliśmy zwrócić. W zwykłym sklepie "Wszystko po 5 złotych" można spotkać towar podobnej jakości i nie kosztuje on osiem razy tyle. Zwracając towar okazało się, że nie można go oddać w salonie (choćbyśmy mieli go po drugiej stronie ulicy). Jak nas poinformowała przemiła pani na infolinii, zwrot na nasz koszt przez kuriera. Można oczywiście towar zamówić do lokalnego Empiku, ale tylko ten mniejszy gabarytowo i w dodatku nie gwarantują, że w przypadku zwrotu go przyjmą. Zakupy miały być udane, kilka detali, które uzupełnią to co już mamy. Zamiast tego zakupione przedmioty nas rozczarowały. Doszliśmy do wniosku, że dalsze kupowanie w Empiku nie wróży nic dobrego. 


Mamy coraz mniej powodów by tam się udać. W zasadzie chiński szmelc kupić możemy wszędzie. Tym czym kiedyś był dla nas Empik jest już wspomnieniem. Byliśmy w pewnym sensie ślepi na zmiany. Na to, że jak napisał Łukasz Kotkowski (blog aspirujacypisarz.pl), gdyby zmienić szyld z Empik na Pepco, to w zasadzie większość z nas nie zauważyłaby różnicy.

Jeżeli chce się Wam jeszcze czytać, jak to wygląda z strony pracowników zachęcam do przeczytania wpisu Łukasza na jego blogu - Cała Prawda o Empiku
Dla mega wytrwałych jest jeszcze temat na Kafeterii - Praca w Empiku

Ładna wystawa, modne często uczęszczane miejsce na sklep, to wszystko co pozostało z legendy. Świątynia stała się podrzędnym bazarem. Więc niechaj spoczywa w pokoju.




Choroba zwana Blog Roku

$
0
0
Kupowanie głosów na allegro, żebro-lajki, dziwni jurorzy, like "za cycki" czy inne "wydurnianie się", wreszcie głosowanie za pomocą płatnych sms.To i wiele atrakcji funduje nam co roku impreza zwana Blogiem Roku.

Przez internet właśnie przetacza się fala krytyki o to, że coś co funkcjonuje od lat (kupowanie głosów premium sms) pojawiło się w e-mailach i na allegro.
Dlaczego odkryto nagle takie aukcje? - Blog roku 2014 Onet.pl
Dlaczego wielu startujących otrzymuje takie wiadomości jak ta:


Otóż dlatego, że sposoby na oszukiwanie znane są od lat i ci którzy wiedzą jak to wykorzystywać mówią o tym innym, ci kolejnym osobom i pojawiają się tacy, którzy chcą zarobić już teraz. Propozycje dostaniemy i na adres e-mail i w social mediach i na portalach ogłoszeniowych. Jest to wiedza tak powszechna, że obecne głosy oburzenia bardzo mnie dziwią.

Kogo tak naprawdę obchodzi Blog Roku?
Blogerów. Normalnego czytelnika internetu w zasadzie nie interesuje czy blog jest blogiem roku, dnia czy miesiąca. Jeżeli wchodzimy już na jakiś blog to po informacje. Po obrazki, zdjęcia, z ciekawości i z praktyczności. Blogi odwiedzamy także towarzysko.



Blog Roku to klasyczny wyścig szczurów.
Wielka firma go ogłasza, bo ma z tego zysk na reklamie. Im więcej szumu w mediach, tym więcej sponsorów i kasy. To ma zarabiać, reszta jest dodatkiem. Bloger oczywiście łapie przynętę i się angażuje. Spamuje w social mediach, zapycha komunikator i skrzynkę e-mailową prośbami o wsparcie.
Wreszcie wzorem polityków kupuje głosy.
Gdzie?
W sieci.
Na allegro, na serwisach ogłoszeniowych, czasami zapłaci znajomemu informatykowi za programik do klików, oszukiwanie płatnych sms? - nic trudnego, w sieci znajdziemy na to 88 sposobów, wystarczy dobrze poszukać (najlepiej w dark necie). Blogerowi chodzi o wygraną, organizatorowi o wielki medialny szum. Dla czytelników nic z tego nie wynika. Zero wartości, zero korzyści. Wygra ten kto głośniej krzyczy, ten komu media zrobią reklamę (często są to osoby powiązane z mediami lub znajomi "królika") lub ten kto dobrze "kupi" głosy.

Miesiąc temu byliśmy na spotkaniu ze znanym blogerem. 
Michał prowadzi blog: http://jakoszczedzacpieniadze.pl/
Sala nabita, kilkuset ludzi przyszło głównie na jego wystąpienie. Sympatyczny facet, zero bufonady, aż przyjemnie było posłuchać historii jego bloga. I wydawało się nam nierealne, że Michał zaliczany przez media do tzw. Top blogerów, tak odbiega od owego napuszonego towarzystwa. Wydaje się być normalny, woda sodowa mu do głowy nie uderzyła. Michał nawiązał do tego, że dostał wyróżnienie Blog Roku.
Siedzący obok mnie chłopak szeptem powiedział do znajomych - "kogo to obchodzi, że miał tytuł Blog Roku, mnie interesuje jego blog bo jest ciekawy i to, że konkretną wiedzę z niego wynoszę".
Trafił idealnie w punkt.

Fajnie, że ktoś tam ogłosi konkurs, fajnie, że ktoś tam zostanie wyróżniony. Ludzie uwielbiają się porównywać. Działanie "zobacz sąsiad ma nowe auto" poszło z duchem czasu. Teraz brzmi "zobacz on ma wyróżnienie Blog Roku, a my co?".
Sam konkurs poza tym, że samemu można się pokazać na kolejnej z 1000 stron - nie wnosi nic wartościowego. To taka maszynka towarzystwa wzajemnej adoracji do tego by pokazywać "swoich" w otoczce innych blogów. I w realu i w internecie "elity" potrzebują rautu na którym będą mogły się pokazać, pozować do zdjęć i poudawać.
Dla nas normalnych ludzi to kompletnie bez znaczenia.

Dlaczego akurat Blog Roku jest bardziej znany niż inne tego typu inicjatywy?
Brak ograniczeń. W konkursie może brać udział każdy, a co więcej osoby startujące - często na swoich blogach zarabiają. Skoro zarabiają to są tu gracze, których stać na różne "ułatwienia", "wspomagania" czy jakby to po imieniu nazwać. Żebro-lajki to taka podstawówka przy tego typu imprezach, kupowanie premium sms jest jak liceum, niektórzy są studentami i znają słabe punkty systemu.
Są także normalni uczestnicy.
Cała masa ludzi, którzy uwierzyli, że są w stanie coś ugrać. Przekonano ich, że warto wystartować i armia darmowych żołnierzy przetacza się teraz przez polski internet. 
Na szczęście niebawem ognisko choroby wygaśnie. Już się nie mogę doczekać :)


Pięćdziesiąt twarzy Greya

$
0
0
Film obejrzeliśmy w Walentynki. Tak jak pół Polski i świata.
W czasie seansu dwa razy omal nie zasnąłem, w sześciu miejscach ziewałem, trzy sceny mi się podobały, a pod koniec zgodnie wybuchnęliśmy śmiechem (nie - inni się nie śmiali). Tyle w skrócie.


W detalu będzie tak.
W kategorii - Gra aktorska:
Anastasia - grała najlepiej ze wszystkich.
Młoda dziewczyna,  jak się później okazało, jeszcze dziewica. Te ładne, duże oczka wpatrzone w Greya jak w obrazek, ten posłuszny, intrygująco-cielęco-spokojny wzrok, cichy głosik, szepczący słowa, jakby ze wstydem. Wieczny rumieniec na twarzy.
Wypisz wymaluj taka nieuświadomiona (jeszcze) nimfetka. Kobiety będą taką obsmarowywały, odsączały od czci i wiary np. za głupotę, za to, że jest płaska i jeszcze inne powody się znajdą.
Facetom będzie się podobała - mała, ładna, cicha myszka, którą ON wprowadza w świat seksu, jest jej nauczycielem, a ona grzecznie robi co do niej należy. Ta rola jest tak dobrze zagrana, że przypuszczam, że aktorka pokazała nam swoją prawdziwą naturę, przez co idealnie wpasowała się w tę rolę.

Grey - co tu powiedzieć? Męski koszmarek? Dziwne "coś"zwane głównym bohaterem?
Wydaje się jakby aktor nie potrafił grać - na pewno rola przerosła wykonawcę. Główny bohater jest sztuczny, płaski, drętwy, totalnie niespójny. Zero głębi. Jak coś robi, to tak jakby istniał tylko jeden wymiar. Miał być samiec alfa - wyszedł melancholijny, skrzywiony psychicznie biznesmen.
Teksty w stylu -"ja się nie kocham - ja się pieprze" albo -"czy mogę cię dotknąć?" brzmią tak, jak gdyby Pingwiny z Madagaskaru deklamowały wiersze Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej.

Tak się zastanawiałem nad rolą Greya i kiedy dodałem 2 + 2 wyszło mi, że to popapraniec.
15 letni chłopak zostaje podnóżkiem dominy (koleżanka jego mamy). Ta go bije, przypala, męczy i dręczy. Naście lat to ważny okres, to początek seksualności. Te wszystkie skrzywienia, molestowania, pedofilie, gwałty w tym wieku, doświadczają ludzi na całe życie. A więc i jego wypaczono. On nie umie kochać, on nie uprawia seksu - on się pieprzy. W słowach. Bo w czynach tego nie widać. To taka gra słów. Słów, które Grey zna. Zostały wyryte przez dominę w jego głowie. 
Rola w filmie wymaga dominanta. Aktor nie dorósł do roli, a więc mamy pastisz seksu BDSM.

Kate - koleżanka i współlokatorka głównej bohaterki. Blondyna gra postać drugoplanową tak, że spokojnie można byłoby uznać jej rolę za 4-planową. Bez wyrazu, bez treści.

W kategorii - Momenty:
Kate ma zrobić wywiad z Greyem, opisywanym jako przystojny kawaler, miliarder do wzięcia.
Która kobieta by to przepuściła? Chora, kulawa, żonata  - większość z samej czystej ciekawości poszłaby (nawet z ręką w gipsie) na takie spotkanie. Wyjście poprzedziłaby wizyta w galerii (zakupy), fryzjer, kosmetyczka, może jakieś SPA.
W wersji skromniejszej second hand, obdzwonienie wszystkich koleżanek w sprawie pożyczenia kiecki, minimum godzina lub dwie przez lustrem i w wannie. W filmie słyszymy, że Kate jest chora, a Anastasia ją zastępuje. Idąc na spotkanie z miliarderem Anastasia ubiera się tak, jak gdyby szła do warzywniaka na drugą stronę ulicy.
Kiedy Anastasia wraca z wywiadu, Kate cudownie ozdrowiona biega po mieszkaniu wyszykowana tak, jak gdyby grała w Modzie na Sukces.  Spójność i rzeczywistość na poziomie minus 10.

Rozmowy-relacje koleżanek.
Kobiety rozmawiają. Wszędzie na każdy temat, na okrągło. O wszystkim.
O ciuchach, facetach, lampie na wystawie, sukience, którą widziały 2 lata temu na wyprzedaży, o randkach, o tym co im smakowało, a co się podobało. Nie ma szans, by dwie młode kobiety w wieku "szukam prawdziwej miłości" nie zamieniły ze sobą przynajmniej 777 zdań na ten temat. Jak było, co było, kiedy było, a co on zrobił, jak ona to zrobiła...Tu tego nie ma. 
Wszelkie pytania są nieme. Jedna spojrzy na drugą i to niby ma znaczyć, że coś sobie przekazały. W filmie mamy dwie, niczym nie związane ze sobą aktorki. Jedna gra główną rolę i się stara, druga jest zapchajdziurą, wystrojem wnętrz, meblem. No i tu się trochę zgadza, bo kto z nas gadałby z szafą?
Relacje to całkowicie niewiarygodna i pominięta część filmu.

Podróże na ekranie.
W jedną stronę helikopterem, w drugą tą samą trasę samochodem (domyślam się, że helikopter się zepsuł). Raz jedziemy z szoferem i zdajemy się nie umieć prowadzić, za chwile śmigamy swoim autkiem. Nigdzie w filmie nie ma wyjaśnień tego stanu.
W wielu firmach są sceny:
- "Alfredzie, przygotuj mi mój helikopter, będziemy za 10 minut"
- "Janie, nie będziesz mi już potrzebny, wrócę sam".
Budują one narrację.
A tu zero, przedmioty komunikacyjne sobie stoją - Grey na chybił trafi wybiera któryś, a później rekwizyt znika. Nie widać obsługi, nie trzeba zaparkować, wstawić do hangaru, po prostu są, a za chwile ich nie ma. Domyślam się, że kontakt Greya z tymi przedmiotami odbywa się telepatycznie.

"Biedna" studentka mieszka w lokalu, który wygląda jak z ostatniego katalogu Ikea. Wszystko gustownie urządzone na jedno kopyto. Kiedy w jednej z końcowych scen kamera najechała na charakterystyczną modną lampkę, robiąc kolejne lokowanie produktu - wybuchnęliśmy w kinie śmiechem.
Przerwaliśmy pełne skupienie widzów napadami wesołości w 5 rzędzie.

Anastasia siedzi pijana w knajpie, muzyka dudni, a ona rozmawia przez telefon, tak jakby siedziała właśnie w pustym kościele. Nie musi wychodzić, nikogo nie przekrzykuje, zero stresu, muzyka automatycznie cichnie, kiedy ona chce rozmawiać. Co więcej, Grey natychmiast ją odnajduje. Jak mniemam korzysta z jakiegoś szpiegowskiego programu namierzającego GPS w telefonie. Może dzwoni do znajomego policjanta, ten do sędziego, potem do urzędu telekomunikacji, a oni mu udostępniają dane abonenta?
Może Grey ma kogoś w tajnych służbach i ten po numerze telefonu od razu namierza nadajnik w okolicy? Jedzie do centrum, gdzie jest 100 lokali i po 2 godzinach szukania, które na filmie trwają jakieś 10 sekund - odnajduje w jednej z knajpek Anastasie. Możliwe, że ona "biedna" studentka ma też smartfona z odpowiednią apką, która wysyła wszystkim znajomym info: "jestem tutaj, wpadnij, wypijemy drinka". To wszystko oczywiście domysły, film tego nie wyjaśnia, ot Grey natychmiast ją namierza i ratuje od kaca.

Takich dziur i niespójności jest całe mnóstwo.
Rozumie narrację i myśl przewodnią, która mówi - ten film jest o stosunkach...jakie by one nie były, międzyludzkie czy łóżkowe. Diabeł tkwi w szczegółach, jeśli nastrój nie jest budowany, jeśli brak kilkusekundowych scen, zdań, które nas naprowadzają, elementów, które wyjaśniają całość - to wszystko po prostu nie trzyma się kupy.
Pięćdziesiąt twarzy Greya to po Harry Potterze, Władcy Pierścienia & Hobbicie, Zmierzchu - kolejna odsłona filmu, który ma być cykliczną maszynką do zarabiania pieniędzy. Moda na lekkie, erotyczne opowiastki dla znudzonych kobiet sprzedają się w księgarni, czas więc i na kino.
3 dni i 240 mln dolarów wpływów. Publika znów kupuje kota w worku.

Wyjaśnienie tytułu filmu wyryte jest w jednej ze scen, gdzie Grey ni z gruszki ni z pietruszki mówi, że ma 50 twarzy. Nie wiemy dlaczego nie 18, 77 czy 334. Po prostu 50 i tak ma być.
Ot cała kwintesencja filmu.

Dzień przed seansem czytaliśmy profesjonalne recenzje krytyków. Zjechali film jako niewiarygodnie prostacki i fatalnie nakręcony.
Ok - ich zdanie to ich zdanie, nasze bilety były już zakupione, dzień zaplanowany, a więc daliśmy uwieść się temu komercyjnemu świętu. Celowo i z zamysłem zabawy obejrzeliśmy film.
Aż do granic nudy. W kinie cisza, ludzie chłonęli obraz niczym pączki w tłusty czwartek.
Na zakończenie nie było często spotykanych po seansie śmiechów, chichów, wesołych rozmów, flirtu pomiędzy parami. Wyglądało to tak, jakby widzowie dostali nagle niestrawności.
I w ciszy i w skupieniu nie chcąc się nią dzielić opuszczali kino.

Dlatego dobra rada, jeśli macie ochotę iść - to proponuje nie na trzeźwo.



Budujemy nowy dom

$
0
0

Dzisiejsze trendy dotykają każdej kobiety i każdego mężczyzny.
Ładna fryzura, zadbane dłonie, modne "zagramaniczne" buciki oraz nówka sztuka ciuchy prosto z "Sieciówka Fashion" - to już konieczność!
Wymagania nas wszystkich poszły o krok dalej, oczekujemy spektakularnej zmiany naszego wizerunku, metamorfozy, która zostanie dostrzeżona przez nasze otoczenie.
Z Blogiem jest tak samo, przychodzi dzień gdy:
- domaga się,
- płacze,
- motywuje nas do zmiany.

Wtedy nie pozostaje nam nic innego niż zbudować mu nowym domek:


Prace trwają.
Kiedy się zakończą - NIE WIADOMO.
Bądźcie dobrej myśli, będzie krócej niż pierwsza linia metra w Warszawie.
 

Glencoe - Dolina Łez (Szkocja)

$
0
0
Glencoe w Szkocji to miejsce i tragiczne i magiczne.


Dolina znana jest z kart historii. W 1692 wojska angielskiego króla Wilhelma III dokonały tu masakry jednego z szkockich klanów. Ten tragiczny epizod zyskał miano " Rzezi w Glencoe".

Jeżeli chodzi o warstwę wizualną Glencoe to perełka Highlandów. Sami zresztą zobaczcie:


Znajdziemy tu piękne wrzosowiska, majestatyczne szczyty i przejrzyste jeziora.




Wejścia do doliny strzeże imponujący szczyt Buachaille Etive Mor, zwany "Wielkim Pasterzem Etive".


W dolinie Glencoe kręcono sceny znane z filmu "Harry Potter i więzień Azkabanu".





Nazwa "Glencoe" to w języku gaelickim "Dolina Łez" i ma związek ze stromymi zboczami tworzącymi ściany doliny, po których pędzą potoki wody.




Na pewno ta część Szkocji ze względu na swoją malowniczość warta jest odwiedzenia :)





Polanica-Zdrój

$
0
0

Polanica to niewielka miejscowość położona w Dolinie Bystrzycy Dusznickiej.
Nic Wam to nie mówi?
Nie szkodzi :D
To kraniec Gór Stołowych.




Góry Stołowe to jedne z nielicznych gór płytowych.
Płyty z piaskowca ułożone są poziomo jeden na drugim - szczyty są płaskie jak stół - stąd właśnie wzięła się nazwa tych gór.


Sama Polanica to urocza miejscowość uzdrowiskowa.


Główna ulica. Kilka domów.


I przepiękny Park Zdrojowy :)


Historia parku zdrojowego datuje się na początek XIX wieku gdy kupiec kłodzki Joseph Grolms ocembrował jedno z pięciu tryskających wówczas źródeł (Józef), wzniósł dom zdrojowy (drewniane łazienki) i zamienił okoliczne pola na ogród.



Główna oś parku jest promenadą biegnąca lekko w górę, ku leśnej części parku, usianej różanecznikami.



Park Zdrojowy pełen jest starych drzew i kwiatów.



"O lesie mówi się, że jest wielkim sprzymierzeńcem wód leczniczych, który wspólnie z nimi wspomaga proces uzdrawiania. Duże zasoby leśne w okolicach kurortu dają najlepszą gwarancję stałych i wydajnych źródeł. Lecznicze działanie pobytu w lesie wyraźnie widać po osobach wymagających wypoczynku, przepracowanych i znerwicowanych ." (Bedeker Polanicki)





Polanica-Zdrój słynie z organizowanych tu Międzynarodowych Turniejów Szachowych o Memoriał A. Rubinsteina, Festiwali Filmowych "Pol 8", Międzynarodowych Targów Uzdrowiskowo-Turystycznych, Koncertów Muzyki Kameralnej i Organowej i wielu innych letnich imprez.

Letnia porą na pewno warto odwiedzić to miasto-ogród :)

Kadyks (Hiszpania)

$
0
0

Kadyks to stare historyczne miasto, którego początki sięgają 3000 lat wstecz. Założone przez Fenicjan, zdobyte przed Rzymian, wielokrotnie niszczone i odbudowywane. Położone na półwyspie odcinającym Zatokę Kadyksu od Oceanu Atlantyckiego.


Pomimo doskonałej lokalizacji i bogatej historii, ciężko byłoby znaleźć w Kadyksie ślady starożytności. Wojny odcisnęły na mieście swe piętno tak bardzo, że pomimo swego piękna, większość miasta stanowią po prostu nowoczesne dzielnice, a tzw. stare budynki sięgają max kilkuset lat wstecz.





Za to pełno w Cadiz skwerów, bulwarów, małych placyków na których toczy się do dziś życie towarzyskie.




Gdybyście bardziej chcieli poznać piękno tego zakątka Hiszpanii, zapraszam do zapoznania się z tym opisem: Kadyks - zabytki i atrakcje miasta i okolic


Poza znanymi wszystkim ze zdjęć miastami Hiszpanii, takimi jak Madryt, Barcelona, Valencia...warto wybrać się czasem do takich niewielkich, urokliwych miast i miasteczek. Może to nie to samo co ikony Hiszpanii, ma jednak to swój urok i koloryt.


Udanego zwiedzania :)

20 faktów o nas

$
0
0



1. Poznaliśmy się 7 lat temu.
2. Zodiakalnie Byk + Rak ;) Podobno całkiem niezła para.
3. Połączyła nas pasja do gór. Można powiedzieć, że pierwsza randka odbyła się w górach.
4. Obydwoje uwielbiamy podróże, bez względu na to czy bliskie czy dalekie.
5. Podróżujemy często, choć krótko, z uwagi na charakter pracy jaki wykonujemy.
6. Marcin jest mistrzem organizacji, a ja mam bałagan kontrolowany.
7. Zawsze na niego czekam i ciągle wychodzimy na ostatnią chwilę.
8. Zwykle mam mniejszy bagaż od Marcina, ale to on ogarnia nasze pakowanie (ach ta organizacja, do jednej walizki pakuje on tyle, co ja zmieściłabym do dwóch).
9. Marcin z każdego wyjazdu przywozi mapy. Nie pytajcie mnie ile ich mamy! Wasza wyobraźnia może zaniżyć znacznie ich liczbę :D
10. Lubimy poznawać nowe miejsca, kulturę, smaki regionów (tak, tak, jesteśmy smakoszami).
11. Zwykle wszystko odkładamy na ostatnią chwilę, znaczy jesteśmy spontaniczni w swych poczynaniach :)
12. Czas spędzamy aktywnie. Im więcej atrakcji i łażenia tym lepiej. Leżenie plackiem na plaży, to nie w naszym stylu.
13. Najlepsze wakacje? Te spędzone z plecakiem w górach.
14. Nie lubimy rano wstawać. Obydwoje jesteśmy nocnymi markami.
15. Obydwoje uwielbiamy swoje zwierzaki. Nie wyobrażamy sobie bez nich domu.
16. Marcin jest lepszym kucharzem niż ja, nigdy nie trzyma się sztywno przepisów tylko eksperymentuje. Wena najczęściej nachodzi go w nocy, gdy ja chce iść spać z kuchni dochodzą nieziemskie zapachy, no i zawsze muszę cosik spróbować (to chyba stąd te kilogramy).
17. Jestem kawoszem, a Marcin dba o to by w domu nie zabrakło dobrej kawy. Dzięki niemu nauczyłam się pić KAWĘ a nie tą lurę sprzedawaną w sklepach.
18. Potrafię zrobić zakupy w 5 minut, a Marcin jest bardzo z tego zadowolony, bo jak każdy mężczyzna nie znosi sklepów.
19. W naszym domu to ja dbam o wystrój, a mój facet całkowicie ufa mi w tej materii. Zresztą dotyczy to także jego wyglądu. On wie, że go umiem ładnie ubrać, więc idzie za moją radą w prawie każdej kwestii. Czasami zdarza mu się samemu kupić jakiś koszmarny ciuch (czytaj czapkę), w której później paraduje miesiącami :D
20. Oboje kochamy czytać, zawsze mamy przy sobie gazetę, książkę, czytnik czy innego ebooka.

Takie są fakty :)


Fez (Maroko)

$
0
0

Fez to czwarte duże miasto Maroka. Zaraz za stolicą Rabatem, filmową Casablanką i powszechnie znanym Marakeszem :)


Zwiedzając Maroko można oczywiście spać w 3 gwiazdkowych hotelach i podziwiać tylko te atrakcje, które znają wszyscy. Można także spać pod jednym dachem z tubylcami i widzieć świat ich oczami.




Wszystko jest kwestia perspektywy. Z tego samego okna możemy widzieć to:



I to:



Marokańska klasa średnia posiada rozbudowane wille (dom + kawałek ziemi) i wygląda to tak:



My Europejczycy nie doceniając piękna lokalnych budowli ceglasto-pustaczanych przymykamy oczy na rzeczywistość. Podczas wyjazdów skupiamy się  na uroczych elementach lokalnego krajobrazu:


Kochamy to co piękne, a unikamy tego co brzydkie. Dlatego dla równowagi estetyczno - przyrodniczej pokazaliśmy marokańską rzeczywistość.

Wykolejona

$
0
0

Wykolejona to nowy film Judd Apatow (to koleś od "Nie zadzieraj z fryzjerem").
O ile "Nie zadzieraj z fryzjerem" mnie rozbawił, choć to głupkowata komedia, pełna niedorzeczności, o tyle kontekst kulturowy i historyczny (czyli nienawiść arabów i żydów) pokazany jest w zabawny sposób i właśnie on jest majstersztykiem.
W historii państwa Izrael pełno jest przemocy i wojen, kolejne pokolenia po obu stronach wychowywane są w nienawiści wobec siebie. Ukazanie tego zakorzenionego konfliktu na obcej ziemi w zabawny, komediowy sposób było dla mnie przełamaniem pewnego tabu. Pokazanie, że wszyscy jesteśmy sobie równi, a nienawiść jest tylko w naszych głowach.

Dlatego kiedy przeczytałem recenzję (tu Recenzja ), że "Wykolejona" to najzabawniejsza komedia roku i cala sala pękała ze śmiechu do ostatniej minuty, postanowiliśmy udać się do kina.


Film się zaczyna, oglądamy i po 15 minutach oboje mamy niewyraźne miny. Spełnia się koszmar każdego kino-maniaka - ogląda się film, który nawet nie leżał obok tego, czego się spodziewaliśmy. Totalna szmira. Im dalej tym gorzej.
Scenariusz - głupi jak but i im dalej, tym człowiek bardziej głupieje.
Reżyseria - fatalna, niektóre sceny wycięte z czapy. Coś się rozwija, czekamy na ciąg dalszy, a tu rach-ciach i kawałek filmu wycięto. Kolejna scena niby nawiązuje, a tak naprawdę widać, że użyto tępych nożyc do wywalenia kilku klatek filmu.
Obsada - główna bohaterka to Amy Schumer, o ile rozbawiła mnie jej sesja do magazynu GQ (jeśli ktoś nie widział to - parodia Gwiezdnych Wojen ) o tyle tu miejscami drażniła. 
Szczególnie jej płaska jak talerz mimika i udawanie idiotki.
To w sumie taki styl znany z wielu filmów - aktorki albo udają totalne zblazowane bezmyślne idiotki, albo szukają odpowiednio głupiej aktorki do takiej roli.
Sam nie wiem co gorsze.

Kiedy ogląda się film sprzed 20-30-50 lat widać aktorów pracujących ciałem, twarzą. Widać sugestywną mimikę, emocje i wiele innych smaczków. Obecne filmy są płaskie. Gra aktorów jest liniowa. Grymasy zwane mimiką są albo minimalne albo do przesady wyeksponowane.
W "Wykolejona" w zasadzie nie ma emocji, są odegrane role. Kiedy Amy rozmawia z siostrą (a dzieje się to często), to tak naprawdę w żadnej ze scen nie widać, że to jej rodzona siostra. Obie są jak drewno i to po kilku latach suszenia.

Główna rola męska Bill Hader - ma tą samą minę na wszystko. Czy jest po upojnej nocy, czy jest zły, zdziwiony czy skupiony na pracy - wygląda podobnie. Robi co prawda grymasy, rozciąga twarz w różnych kierunkach. To za mało by pokazać emocje.


Światełko w tunelu to obsada 2-planowa.
Szefowa Amy to 100% psychopatka i świetnie zagrana postać. 
Koleżanka z pracy Nikki to prawdziwa głupiutka przyjaciółka.
Koszykarz LeBron James gra samego siebie. Scena kiedy gra w kosza z Aaronem jest idealnym przykładem spotkania amatora z profesjonalistą. Ten błysk w oku kiedy Aaron trafia do kosza, te gesty lekceważenia dla takiego przeciwnika, ta zaciętość walki niby od niechcenia, a jednak walki pod koszem.
Cała trójka postaci drugoplanowych dobrze odgrywa swoje role i są autentyczni w swojej grze aktorskiej.
By nie było tak łatwo po 90% nudnym filmie mamy błyskotliwą końcówkę. Główna aktorka wskakuje w stój cheerleaderki i oczywiście niezgrabnie próbuje swoich sił w tańcu. Miało to wyglądać jak pląsy słonia w sklepie z porcelaną i dokładnie takie jest. I tu faktycznie cała sala się z tego śmieje.

Te epizody to jednak za mało by iść na ten film do kina. Ta komedia to żenada roku. Jeśli chcecie iść do kina to wybierzcie coś innego. Tu miało być śmiesznie, miała być zabawa - a jest totalna klapa. Brrrr...
Szkoda pieniędzy na bilet.

Zakupy internetowe ePiotr i Paweł vs eTesco

$
0
0

Do napisania tej notki skłoniła mnie spora różnica w jakości obsługi obu sklepów. Zupełnie nie rozumiem jak w XXI wieku jedna firma może dbać o klienta, a druga go tak ignorować?
Tak się składa, że od 15 lat (z hakiem) jestem wielbicielem zakupów online. Pierwsze zakupy robiłem na Świstaku, Allegro oraz pierwszym w Polsce internetowym supermarkecie Totu. To było fajne - tysiące produktów bez wychodzenia z domu, a w zasadzie wtedy z kafejki internetowej.
Kafejka była miejscem pracy, zabawy i zakupów. Cały świat na wyciągnięcie ręki w jednym miejscu.
Chciałem jeść - zamawiałem jedzenie, chciałem pić - przywozili mi picie do kafejki, chciałem zakupy zrobić do domu - proszę bardzo, chciałem się ubrać - klik, klik, klik i wszystko docierało pod wskazany adres pocztą lub kurierem.



Do dziś tak mi zostało, że zakupy spożywcze lubię robić na rynku, w małym warzywniaku lub od "baby ze wsi". Jeśli jednak produkty mają swoją wagę, chce ich kupić więcej lub na ryneczku nie dostanę tego czego szukam - wybieram e-handel. Wchodzę na stronę sklepu, zamawiam np. 10 zgrzewek wody mineralnej, 20 kg mąki, 10 opakowań ryżu, kaszy czy makaronu. To wygodne, szybkie i czasami tanie.
Oczywiście najpierw trzeba dany produkt i firmę wypróbować. Kupowanie 10 opakowań ryżu, który później okaże się niesmaczny mija się z celem. Producentów jest wielu, nie każdy ma to co nas interesuje i to w dobrej jakości. Dobrze metodą prób i błędów wypróbować wszystko na co się natkniemy kupując po jednej sztuce. Często mając takie porównanie decyduje się na 2-3 marki. I to bez wychodzenia z domu :)

W zakupach spożywczych do tej pory głównie opierałem się na Piotrze i Pawle oraz Tesco.
Jaka jest pomiędzy nimi różnica?

1 - Liczy się dobry produkt.
Czy w internecie czy chodząc po sklepie stacjonarnie traci się masę czasu na szukanie tego, co tak naprawdę da nam smak na talerzu. Mieszkając kilka lat w Krakowie przywoziłem sobie z Poznania np. tarty chrzan. Nigdzie nie mogłem dostać prawdziwego dobrego chrzanu. Takiego by świdrował nos, takiego by nie miał cukru, oleju, octu...  takiego w którym chrzan stanowiłby większość składu. W Krakowie albo kupimy chrzan na rynku, albo sztuczne produkcje chrzano-podobne. Znaleźć dobry produkt jest ciężko. I na pewno łatwiej zrobić to przez internet.

W Tesco mamy mieszaninę produktów dobrych (mniejszość) z byle jakimi, tyle, że tanimi.
Piotr i Paweł to teraz duża firma, kiedyś każdy produkt sprzedawany przez sklep osobiście próbowała właścicielka. I jeżeli nie spełnił kilku wymagań (estetyczne opakowanie, dobry smak, dobry skład) to taki produkt choćby producent na uszach stawał - w sklepie się nie znalazł. Dziś przejął tą rolę jeden z synów i w firmie funkcjonuje też dział, który zajmuje się jakością produktów dostarczanych do sieci. Nie wierzę, że wychwycą wszystko, mnie wystarcza to, że przez kilkanaście lat nic nie reklamowałem.
Ocena:  +1 dla Piotr i Paweł

2 - Cena
Tesco  kiedyś było tańsze. Na 100 pln wydanych w Piotrze i Pawle przypadało 90 wydanych na te same produkty w Tesco. Teraz oferta staje się coraz bardziej marna, a ceny coraz wyższe. Ma to związek z wielomiliardowym zadłużeniem centrali Tesco w U.K.- Rekordowa strata Tesco
Polska jest jednym z nielicznych krajów, gdzie sieć jeszcze notuje zyski.
Ocena:  po +0,5 dla Tesco i Piotr i Paweł

3 - Czas dostawy
Jeżeli zakupy robimy np. popołudniu, to Piotr i Paweł dostarcza zamówienia następnego dnia lub dzień później. To norma.
Jeśli chodzi o Tesco, jeszcze nigdy nie pokazało mi dostawy wcześniej niż po 2 dniach. Norma to 3 dni.
Tu poniżej prezentuje przykładowy grafik dostaw (na ogół dwa pierwsze dni po zamówieniu nie ma szans się wcisnąć na listę.


Ocena: zdecydowanie +1 dla Piotr i Paweł

4 - Cena dostawy
Był czas kiedy Piotr i Paweł woził za darmo. Później od kwoty 80 złotych, potem 120, teraz darmowe dostarczenie jest od 150-200 pln (w zależności gdzie mieszkamy). W przeciwnym wypadku płaci się np. 4,99 pln (u nas to kwota za 25 km od sklepu).
W Tesco za dostawę płaciliśmy zawsze. Cena od 7 do 10 pln.
Ocena: +1 dla Piotr i Paweł

5 - Pakowanie produktów
W Tesco produkty pakowane są do firmowych plastikowych reklamówek. Często byle jak.
Lubię gdy nabiał jest z nabiałem, chemia z chemią itd. Denerwuje mnie gdy w jednej reklamówce mam serek, jogurt, worki na śmieci i np. melona. A tak czasami zdarza się w Tesco. Wygląda to tak, jakby pakujący wrzucał co mu się nawinie pod rękę do jednego opakowania. Niektóre produkty zaś są pakowane oddzielnie. Nie wiedzieć czemu - np. ostatnio jogurty, worki na śmieci i serki w jednej reklamówce, w drugiej reklamówce jeden serek i nic więcej. Taką ktoś tam miał fantazję.

Piotr i Paweł produkty pakuje bardzo starannie. Przykładowo sery w plastrach czy wędliny nie dość, że są ładnie zapakowane, to jeszcze wszystko jest w jednym opakowaniu zbiorczym. W Piotrze i Pawle zawsze wybieram kartony. Są solidne, trwałe, pracownicy pakują je z głową (produkty, które mogą być zgniecione np. winogrona pakowane są oddzielnie). Ładnie, schludnie, tematycznie - po prostu solidnie.
Ocena: +1 dla Piotr i Paweł

6  - Kontakt sklepu z klientem w przypadku braku towaru
Diabeł tkwi w szczegółach. Zamawiamy produkt "A" i produktu brak. Co z tym fantem robi sklep?
Tesco bierze gorszy zamiennik i dorzuca do zamówienia. Przy dostawie musimy podpisać, że zgadzamy się na zamiennik lub nie i wtedy towar wraca, a my musimy iść do jakiegokolwiek stacjonarnego sklepu po brakujący produkt. Jak dla mnie totalny nonsens. Jeśli coś zamawiam i przykładowo chce z tych produktów przygotować jakąś potrawę, znam termin dostarczenia, przygotowuje sobie obiad, a tu głównego składnika nie ma, to wywołuje to moją złość. Mam dodatkową pracę i nieplanowane zakupy.


Piotr i Paweł dzwoni. Osoby pakujące towar dzwonią czasami kilkakrotnie. Oznajmiają, że to i to się skończyło i proponują zamiennik. Jeśli nam nie odpowiada szukają innego. Można wybierać, przebierać - pani porówna dla nas skład (jeśli nas nie ma przed komputerem i nie możemy zrobić tego sami). Do klienta wyjeżdża to co chce kupić. Jeżeli nie ma satysfakcjonującego nas produktu - rezygnujemy z zakupu i wiemy o tym braku wcześniej. Wiadomość nie spada na nas jak grom z jasnego nieba, a więc jeżeli produkt jest kluczowy dla np. obiadu spokojnie maszerujemy do pobliskiego sklepu.
Ogromna wygoda.
Ocena: +1 dla Piotr i Paweł

7 - Usability czyli czytelność strony sklepu, łatwość nawigacji
Piotr i Paweł pod względem graficznym nie zachwyca. Niektóre grafiki, banery są za małe, mało czytelne.O ile lista produktów jest ok, bywa, że szukam czegoś w jednym dziale, a jest to w innym. Sklep wygląda jak postawiony kilka lat temu. I od tego czasu zmiany były kosmetyczne. Tylko18 lub 36 pozycji na stronie to dla mnie spory minus. Banery na stronie są z czapy wzięte, interakcja z produktami minimalna, nie zachęcają do zakupów, całość wygląda staro. Brak życia na tej stronie.

ezakupy Tesco wyglądają nowocześniej.Nawigacja jest łatwa, wszystkie działy czytelnie poukładane i widoczne z poziomu głównej strony.Promocje, hity, pewniaki, nowości i inne sprzedażowe triki świetnie działają. Często przez te triki zakupy są większe niż się planowało. Duży plusza nawigacje i czytelność, nawet jeśli doczepiłbym się do paru detali, to i tak jest nieźle.

Ocena: zdecydowanie +1 dla Tesco

8 - Płatności za zakupy
eTesco to płatność kartą płatniczą (kredytową) lub płatność kartą przy odbiorze. Liczba opcji jak w Mongolii. e-piotripaweloferuje możliwość zapłaty gotówką, bonami, paypal, kartą płatniczą, kartą kredytową. Uff jak dobrze.
Ocena: zdecydowanie +1 dla Piotr i Paweł

9 - Obsługa zamówienia
Infolinia Tesco jest od wszystkiego, więc jeśli jest coś niestandardowego to mają problem. Wystarczy, że na coś nie ma rubryki, mamy ułańską fantazję (np. chcemy zapytać o skład sera żółtego by upewnić się, że to ser  żółty a nie produkt sero-podobny. To wszystko trwa i czasami nie jest takie proste.

e-piotripawel radzi sobie z tym lepiej, najlepszy kontakt jest z osobami dzwoniącymi w sprawie wymiany brakującego produktu. Ci ludzie mają moje zakupy przed sobą i nic dla nich nie jest problemem. Sprawdzić towar ok, przeczytać etykietę ok, zważyć 20 dag salami więcej, bo nam się przypomniało, że chcemy więcej kanapek zrobić? No problem szanowny panie. Nawet pracownicy podjeżdżający z towarem od razu zaoferują swoją pomoc i wniosą wszystko do domu jeśli chcemy. Czuje się tu klientem, a nie natrętem.
Ocena: zdecydowanie +1 dla Piotr i Paweł

10 - Wkurzające detale
To wszystko co napisałem powyżej jest ważne. Dla jednych więcej dla drugich mniej, niemniej jest ważne.
Są transakcje w których decyduje kropka nad "i". Jesteśmy zadowoleni z kilku punktów, a tu nagle zonk i całe nasze zadowolenie pryska, a dobry humor zmienia się w wściekłość.

Powiedzmy, że zamawiamy produkt w eTesco w promocji. Woda mineralna, to coś bez czego nie wyobrażamy sobie dnia. Za butelkę płacimy 1,99. Dziennie w domu wypijamy 3-4 sztuki. Rachunek jest prosty. 4x7 dni w tyg to 28 sztuk - prawie 5 zgrzewek. 4 tygodnie to 20 zgrzewek. A więc raz w miesiącu dokonujemy zakupów wody. Akurat widzimy cenę 1,49 naszej wody w promocji. Zamiast 240 pln zapłacimy niecałe 180 pln. 60 złotych w kieszeni to 25% mniej. Sporo. Robimy więc zakupy, a do nich dorzucamy wodę + parę innych produktów w promocji. Tak to na nas działa. Całość zakupów to 300 pln. Super. Zaoszczędziliśmy i jeszcze kupiliśmy to co w tej chwili potrzebne :)

Zakupy podjechały, wychodzimy do auta dostawcy i...
a) nie ma 4 kluczowych produktów, a zamiast nich dostajemy coś czego nigdy byśmy nie kupili, a więc nie przyjmujemy tego towaru.
b) Promocja była do wczoraj to, że kliknęliśmy "kupuję" 3 dni temu nie ma nic do rzeczy. To, że wszystkie terminy na wcześniejszą dostawę były zajęte też nic nie znaczy.. Dziś to dziś, a więc zakupy wynoszą nie 300, a 410 złotych. 26% więcej.
c) na część towaru jest faktura, skoro nie przyjęliśmy czegoś trzeba zrobić korektę. I oczywiście nie tu na miejscu, trzeba udać się do sklepu. Jakbyśmy od razu tam zakupów nie mogli zrobić??
Tylko kurde szlachta sobie do domu zamawia :D
Zadowolenie z transakcji, zaoszczędzonego czasu i pieniędzy z poziomu 100% spada do minus - 200%.


To już nie e-zakupy tylko e-frajerów z nas zrobiono.

Post miał być o wakacjach.
Wróciliśmy właśnie z kolejnej wyprawy, lodówka pusta.
Dobrze zrobić sobie przed powrotem zakupy, człowiek wraca, zakupy same do domu przychodzą.
Wygodnie i lepiej to logistycznie opanować.
Zamiast zadowolenia wyszło wkurzenie.
Zamiast relacji z wakacji wyszedł ten post.

1,5 punktów na 10 dla etesco
8,5 punktów na 10 dla e-piotripawel

Post ten usystematyzował to co wiem od kilku lat. I zawsze brakowało czasu na odpowiednie wnioski.
A wniosek jest taki, że wypisujemy się z bycia klientem Tesco.
Wracając z udanych fantastycznych wakacji chcemy pełnej lodówki, radości z powrotu do domu, pakowania się na kolejną przygodę. Złość i wszelkie negatywne emocje nie są nam potrzebne.Czasami warto się zatrzymać, podsumować coś tak trywialnego jak zakupy i zrezygnować z firm, które traktują nas źle. Sajonara Tesco !
A Wam dziękuję za uwagę i przebrnięcie przez tego długiego posta.

Bieszczadzkie Połoniny

$
0
0

Połoniny to wysokogórskie łąki. Powstałe na szczytach gór częściowo naturalnie, częściowo dzięki działalności człowieka. Obecnie tworzą niesamowicie piękne i malownicze przestrzenie :)





Latem napotkamy na nich borówczyska, czyli tereny pokryte krzaczkami borówek.



Połoniny to idealne miejsce na relaks blisko nieba, pośród wysokich traw.




Tu pośpiech jest niewskazany.


A droga jest przyjemnością...





Będąc w Bieszczadach mam zawsze wrażenie, jakbym przechadzał się nie po łące, ale po pięknym, gęstym owczym futrze. Połoniny są dla mnie niczym mityczne złote runo.




Bukowe Berdo - kwintesencja Bieszczad

$
0
0

Wyjazd w Bieszczady był najbardziej wyczekanym ze wszystkich. Ostateczna decyzja została podjęta spontanicznie, ale w głębi serca "zaplanowany" był już dawno. Nic nie sprawia mi takiej przyjemności, jak powrót w moje ukochane góry. Pokochałam je od pierwszego wejrzenia i zawsze gdy wracam, miłość do nich i tęsknota za nimi jest coraz silniejsza. I choć coraz bardziej denerwują mnie ilości ludzi dreptających po górach, szczególnie w sezonie wakacyjnym (lubię wypoczywać w spokoju), to przymykam na to oko i staram się to akceptować. Na szczęście da się znaleźć miejsca, gdzie nie trzeba się przepychać na szlaku i można w spokoju cieszyć się naturą.  

Ten wpis chciałabym dedykować najbardziej malowniczemu miejscu w Bieszczadach jakim jest Bukowe Berdo.


Najkrótszy szlak wiedzie z Mucznego, ale nie proponuję tędy wchodzić. Jeśli z niego skorzystamy znajdziemy się pomiędzy Bukowym Berdem, a piękną Połoniną Dydiowską. Najfajniejszy szlak wiedzie ze wsi Bereżki (8 km na północ od Ustrzyk Górnych) przez tzw. Widełki. Dwie godziny drogi przez las i wchodzimy na piękną połoninę, idąc dalej dochodzimy do masywu Bukowe Berdo. Później schodzimy szlakiem na Przełęcz Sioło pod Tarnicą, szlakiem w dół po schodach do Wołosatego.


Z kolei najbardziej wymagającym i malowniczym szlakiem jest droga z Ustrzyk Górnych przez Szeroki Wierch na Tarnicę, stamtąd schodzimy na Przełęcz Goprowską i udajemy się w prawo na Halicz. Z Halicza wracamy tą samą drogą na przełęcz i skręcamy tym razem w lewo, by przez masyw Bukowe Berdo zejść do Widełek. Trasa zajmuje 10 godzin według mapy. W praktyce proponuję zarezerwować ok 11-12 aby spokojnie podziwiać widoki.




Trasa jest tak malownicza, że zapiera dech w piersiach, a wychodnie skalne znajdujące się na trasie szlaku dodają mu uroku.




Z góry, szczególnie z najwyższego wierzchołka, rozciąga się rozległy widok na tereny ukraińskie.



Najładniejszy według mnie jest odcinek, gdy już schodzimy ze szczytu Bukowego Berda w stronę Widełek, ponieważ widać całą trasę znajdującą się poniżej wędrującego.



Bukowe Berdo to nie tylko samotny szczyt, ale tak naprawdę kilka szczytów górskich i trzy połoniny (Dźwiniacka, Łokiecka, Dydiowska).




O tej porze roku czerwienią się jarzębiny, żółkną liście olchy, zaczynają się magiczne rudości (borówczyska zmieniają swój kolor) oraz żółcą suche trawy. Aż nie chce się schodzić, chciałoby się usiąść i delektować widokiem!





Wschód słońca nad Bałtykiem

$
0
0
Wschód słońca nad polskim morzem chciałam zobaczyć od lat. Niestety jestem śpiochem i  gdy wiem, że mogę pospać, to nie ma mocnych :) I tak od lat przekładałam ten piękny moment na "za rok". Wiecie co to oznacza, prawda?
W tym roku podczas naszego pobytu nad morzem nic nie wskazywało na to, by plan udało się zrealizować.  Pomyślałam sobie - no trudno.
Jednak ostatniego dnia postanowiliśmy wstać skoro świt. Byłam zmotywowana by w końcu przeżyć wschód słońca nad morzem, przecież wyspać mogę się w domu ;)



Z każdym krokiem zrobionym na plaży szczęście było coraz większe. Co tam sen, co tam zmęczenie po krótkiej nocy. To wszystko nic. Nigdy nie widziałam takich kolorów, ani tak spokojnego morza.




Piasek rano był lekko zimny i wilgotny, a na nim widać było odciski zrobione przez mewy.


Zapowiadał się piękny słoneczny dzień. Już wcześnie rano było czuć na naszych twarzach ciepłe muśnięcie promyków słońca.


Było w tym coś pięknego, ulotnego i dodało nam energii na cały dzień.


Nadchodzi jesień

$
0
0


Wakacje za nami, zaczęła się kalendarzowa jesień. Opadają pierwsze liście, na dworze/na polu coraz chłodniej (włączyłem translator regionów). Oboje uwielbiamy jesień, dlatego postanowiliśmy przypomnieć sobie barwy jesieni :)


Jesienne wędrówki po Bieszczadach.


Park Jordana w Krakowie, gdzie uwielbialiśmy brodzić w liściach.







Ukochane Błonia.


Wreszcie Poznań z jego najpiękniejszym Parkiem na Cytadeli.




 

Już nie możemy się doczekać piękna kolorów jesieni w tym roku...



LIDL: Bitwa pięciu armii

$
0
0


Bitwa 1 - Crocsy
Nie pytajcie mnie co to crocsy - jestem facetem :D
Nie muszę wiedzieć wszystkiego ;)




I mój ulubiony LIDL-owski wojownik:
Bitwa 2 - Kołobrzeg
Znajdź 3 różnice :)






Bitwa 3 - Torebki (opisaliśmy to tu: Torebkowa dzicz )
Ponieważ usunięto oryginalne wideo ze starcia, postarałem się o relację zastępczą:





Bitwa 4 - Rzucili Softshelle
Konia z wozem temu, kto przewidział takie zainteresowanie outdoorem w narodzie...





Bitwa 5 - Sosnowiec (z wczoraj)
Z elementami zagadki kryminalnej czyli taka nasza polska Madeleine McCann.




Sami widzicie, że jest moc ;)
Dlatego nie dziwi to, że przemysł filmowy zainteresował się naszym krajem.

Powstają właśnie 2 super produkcje:

INWAZJA: Bitwa o LIDL (official trailer)



oraz

LIDL. Walka o karpia. Official trailer.


Na pewno warto będzie na to pójść do kina :)


Jesienne ciasto marchewkowe

$
0
0


Jesień w mojej kuchni to czas na rozgrzewające przyprawy. Nie ma to jak dom pachnący cynamonem, goździkami czy kardamonem. Jesienne ciasto musi być zatem aromatyczne, lekko wilgotne, nie za słodkie. Do tego herbata z imbirem i kubki smakowe szaleją.

Dziś chciałam podzielić się z Wami przepisem na takie właśnie ciacho, idealne na jesienne popołudnie z koleżanką.


Przepis został przywieziony ze Szkocji. Autorem jest Jamie Oliver. Brytyjski kucharz, autor programów i książek kulinarnych.

Składniki:
20 gram masła
20 gram brązowego drobnego cukru
5 dużych jaj
sok i skórka z jednej pomarańczy
170 gram mąki
1 łyżeczka proszku do pieczenia
100 gram płatków migdałowych
100 gram posiekanych orzechów włoskich lub laskowych
1 kopiata łyżeczka cynamonu
szczypta startych goździków
szczypta startej gałki muszkatałowej
pół łyżeczki imbiru w proszku (może być świeży imbir)
250 gram startych na grubej tarce marchewek.

Wykonanie:
Masło utrzeć z cukrem. Do utartej masy wbijać po 1 żółtku i dalej ucierać. Dodać sok i skórkę z pomarańczy, a następnie przesianą mąkę z proszkiem. Wymieszać. Dodać migdały, orzechy, wszystkie przyprawy i marchewkę. Ponownie wszystko razem wymieszać, dodać ubitą pianę z białek, ciasto wyłożyć na blachę. Wsadzić do nagrzanego do 180 stopni piekarnika i piec około 50 minut. Przepis na blachę 22x22cm.

Nasze ciasto zniknęło szybciutko. Mam nadzieję, że Wam także posmakuje. Dajcie znać jeśli zdecydujecie się go upiec :)


Szkocja z lotu ptaka

$
0
0
Szkocja to region bardzo różnorodny, a jej krajobraz obfituje w wiele pięknych, zielonych miejsc. Nie wiem ilu z Was miało okazję obejrzeć widoki z góry, dlatego dziś chciałam pokazać małe co nieco. 


Widok na Falkirk i Stirling, a w oddali na Alloa. 


Jestem zachwycona tym, że zieleń nawet z góry jest tak intensywnie soczysta.


Lot odbył się z Cumbernauld Airport, lotniska leżącego 50 km od stolicy Szkocji.


Widok na miejscowość Falkirk.


Będąc w Falkirk warto zwiedzić The Kelpies - 30 metrowe ważące 300 ton każda, rzeźby w kształcie końskich głów, położone obok nowego przedłużenia kanału Forth and Clyde, w pobliżu rzeki Carron, w The Helix - nowym parku zbudowanym aby połączyć 16 społeczności w regionie Falkirk. Zaprojektowane przez rzeźbiarza Andy Scott i ukończone w październiku 2013.


Nazwa Kelpies odnosi się do mitologicznych zmieniających się bestii posiadających moc i wytrzymałość 100 koni - cecha ta jest analogiczna do zmieniającego się krajobrazu, mocy płynących wewnątrz kraju wód i siły społeczności. Wizja artysty nawiązuje do konia wykorzystywanego w przemyśle i ekonomii, ciągnącego wagony i pługi, barki i statki z węglem, które ukształtowały strukturalną rzeźbę okolicy. 


Widok z lotu ptaka nadaje często innego znaczenia odwiedzanej okolicy. Z góry łatwiej zachwycać się pięknem i dostrzec to co często nam umyka. Codzienność wielu z nas to patrzenie głównie pod nogi, omiatanie wzrokiem tego co nas otacza. Spojrzenie z góry nadaję innej perspektywy. I w rozwiązywaniu codziennych problemów i wtedy, gdy chcemy odetchnąć pełną piersią na urlopie. Może i Wam przyda się to spojrzenie na świat z lotu ptaka.

Morze - Panoramy

$
0
0

Całkiem niedawno odkryłem przyjemność fotografii panoramicznej robionej telefonem. Lata temu by oglądać piękną panoramę musiałem zrobić kilkanaście - kilkadziesiąt zdjęć, połączyć je na komputerze w odpowiednim programie graficznym właśnie do panoram, aby cieszyć oko tym cudem techniki :) Żmudne, nudne i trudne to z początku było. Teraz byle smartfon posiada funkcje panoramy.


Klik i mamy piękne polskie morze:


Klik i plaża jako żywa przed nami:


Zdjęcia panoramiczne potrafią zachwycić. Szczególnie wtedy, gdy oglądamy je na TV lub panoramicznym ekranie komputera.


Rejs statkiem:


Widok z latarni morskiej w Darłówku:




Nawet tłum ludzi nabiera innego szerszego znaczenia:


Wschód słońca pozwala przywołać wyjątkowe wakacyjne chwile:


Zachód mówi do nas "Jutro wstanie nowy dzień".


Zastanawiam się czy i Wy zobaczycie to samo co ja na swoim ekranie? Czy i Was urzekną wakacyjne obrazki? Napiszcie nam czy podoba Wam się pomysł na zdjęciowe panoramy?

Niedźwiedź Wojtek - niezwykła historia

$
0
0

W prawie każdym większym mieście w Polsce mamy ulice generała Andersa.
Szlak bojowy II korpusu jest tematem licznych programów telewizyjnych, książek, artykułów i zagadnieniem znanym ze szkolnych lekcji historii. Nie każdy z nas wie, że symbolem, maskotką polskich żołnierzy stał się niedźwiedź brunatny. Małego niedźwiadka żołnierze odkupili 8 kwietnia 1942 roku od chłopca, który go znalazł w jaskini, obok której myśliwi zamordowali jego matkę. Tak zaczęła się jego niezwykła historia, której ukoronowaniem stało się odsłonięcie 7 listopada 2015 roku w centrum Edynburga pomnika niedźwiedzia Wojtka. Jeśli chcielibyście poznać bliżej tą niezwykłą historię, informacje znajdziecie na specjalnej stronie - Niedźwiedź Wojtek


Dodam tylko, że po demobilizacji jednostki wojskowej, Wojtek trafił do zoo w Edynburgu, gdzie żył do 1963 roku. Był ulubieńcem nie tylko Szkotów i symbolem zoo, ale także obiektem licznych wycieczek rodaków z całej Europy. Teraz doczekał się nawet swojego pomnika w Princess Street Garden w centrum Edynburga. Pomnik znajduje się na terenie parku, tuż przy ulicy Princess Street, pomiędzy Castle Street, a Frederick St. 


Film dokumentalny o misiu (59 minut)


Kilka przydatnych linków:
TVN24 relacja z odsłonięcia pomnika w Edynburgu
Wojtek w Wikipedii
Polub Wojtka na FB
TVP Polonia z 2010
Klub przyjaciół Misia Wojtka
Pomnik w Szymbarku (Pomorze)
Gadżety z Wojtkiem

Muzycznie: 
Marika & Maleo Reggae Rockers Piosenka o Wojtku


Mobilna Filharmonia - Niedźwiedź Wojtek
Katy Carr - Wojtek
Milosz Filus Mis Wojtek
Öszibarack - Wojtek, The Bear Soldier



Jacek Stęszewski - "Księżycówka" Promomix


Mamy nadzieję, że zainteresowaliśmy Was tą niezwykłą historią. Tym, którym Szkocja nie jest obca, zapraszamy do odwiedzin tego ciekawego miejsca w Edynburgu. W końcu Princess Street to gwarna ulica handlowa - Zara, Lush czy mieszczący się kawałek dalej Primark, to sklepy masowo odwiedzane przez rodaków. Może warto przejść się kilkanaście metrów dalej i zobaczyć ten niezwykły pomnik? Wszyscy pozytywni bohaterzy zasługują na naszą pamięć.

Viewing all 77 articles
Browse latest View live